10,00 zł
Wybory są momentem tryumfu demokracji. Mimo całej kampanii, propagandy i przewidujących wszystko sondaży, krótka chwila, która dzieli nas od postawienia krzyżyka przy wybranym nazwisku i wrzucenia głosu do urny należy do nas – obywateli. Setki tysięcy indywidualnych wyborów przekuwają się w nową polityczną rzeczywistość.
Od 20 lat niezależnie jak byśmy oceniali rezultaty kolejnych głosowań, nawet w czasach najgorętszego konfliktu politycznego nikt nie kwestionował ich demokratycznego przebiegu. To nie z wyborami mamy problem, ale z tym co pomiędzy nimi – politycznymi hasłami o cyklu życia jętki jednodniówki, nieweryfikowaniem wyborczych obietnic, wypieraniem prawdziwej debaty przez zastępcze tematy wrzucane przez partyjnych spin doktorów. Media w coraz mniejszym stopniu pełnią funkcję kontrolną, koncentrując się na przekazie dnia i porzucając go natychmiast kiedy tylko straci świeżość nowości. Zjawiska te powodują rosnącą autonomizację sfery polityki względem sfery obywatelskiej. Nie wiemy albo wręcz nie chcemy wiedzieć o czym „tak naprawdę” w naszych sprawach decydują politycy. Mimo upływu 20 lat wcale nie czujemy się „właścicielami” państwa i jego instytucji.
Słynne słowa Margaret Thatcher – „There is no such a thing as society” – brzmią w Polsce z niepokojącą aktualnością. Odnieśliśmy sukces indywidualnie, ale jako społeczeństwo właściwie nie istniejemy, a w każdym razie nie istniejemy politycznie. Zgodnie z teorią taki model sprawowania władzy należałoby nazwać merytokratycznym, jednak byłoby to nieuczciwe dowartościowanie nieprzygotowanej w swej masie do pełnienia publicznych funkcji, ubezwłasnowolnionej i zorganizowanej na sposób oligarchiczny, jeśli nie plemienny (wedle kryterium wierności wobec wodza) klasy politycznej. Niestety, z faktu, że społeczeństwo nie sprawuje realnej kontroli nad swoimi reprezentantami nie wynika, że nie sprawują oni nad nim realnej władzy. Dlatego na inaugurację sezonu wyborczego postanowiliśmy IV numer „Liberté!” poświęcić w znacznej mierze na ocenę tego, co od przełomowych wyborów w 2007 roku udało się osiągnąć rządzącej koalicji. Stworzyliśmy Teczkę Tuska – zestawienie osiągnięć i porażek w wybranych przez nas dziedzinach: gospodarki, edukacji, infrastruktury, polityki w Unii Europejskiej czy sportu, wierząc, że „ważne” nie musi być równoznaczne z „nudne”.
Z punktu widzenia zwolennika osobistej wolności szczególne miejsce zajmuje bilans polityki obyczajowej, tym bardziej że Platformę często niesłusznie utożsamia się z liberalizmem, podczas gdy może uchodzić ona co najwyżej za dość konserwatywną jak na europejskie standardy chadecję. Drugim, kluczowym z modernizacyjnego punktu widzenia elementem jest ocena prac zespołu najjaśniejszej gwiazdy tego rządu – „człowieka od wizji”, zbyt często będącym „człowiekiem od wszystkiego” czyli Michała Boniego.
Wielu być może oburzy fakt, że nasz bilans rządów Donalda Tuska zdecydowaliśmy się zawrzeć w formie „teczki” – artefaktu, który przez lata niepodzielnie rządził debatą publiczną w Polsce, wyznaczał granice politycznych podziałów, skłócał towarzyskie grupy. To zrozumiałe, że wśród rządzących dziś Polską 50 – 60-latków budzi on ogromne emocje. Młodego pokolenia, mówiąc szczerze, to „nie rusza”. Dlatego nie negując znaczenia historii, postanowiliśmy ten spór wziąć w cudzysłów.
Waga | 255 kg |
---|