V nr Liberté! – Polska na kozetce

10,00 

Historia nas nie rozpieszczała, Polska była często, zbyt często, ofiarą dziejów. Nie mając dość siły i determinacji, by z przedmiotu polityki stać się jej podmiotem, cały niemal kanon kultury narodowej oparliśmy o tworzenie kompensacyjnych mitów. W skrócie – dorabianie ideologii do porażki. W XIX wieku, kiedy gdzie indziej rozwijała się nauka, rynek, instytucje państwa, stawiano pytanie o kondycję człowieka i postęp techniczny, my nie mogliśmy wyrwać się z zaklętego kręgu pytania – bić się czy nie bić? Pisanie ku pokrzepieniu serc miało wówczas swój głęboki sens, było tłumaczeniem słabości przez nadawanie jej siły wyższego niż materialny rzędu. Było budowaniem mitu, który pozwalał przetrwać najgorsze czasy, który podtrzymywał narodową substancję, był motorem walki o własną państwowość wbrew historycznym realiom. Na mitach wznieśliśmy strzelistą konstrukcję, mieszaninę złudzeń i samooszustwa. W Polsce polityki uczą poeci. Nasze elity podejmowały decyzje być może zgodne ze swoim wewnętrznym imperatywem moralnym, ale absolutnie zabójcze dla interesu narodowego. Lekturę Machiavellego pozostawialiśmy trzymanym w pogardzie cynikom. Dziś, w wolnej, niezagrożonej z zewnątrz Polsce, niemal wszystko czego się o samych sobie z narodowego kanonu dowiadujemy jest nam kamieniem u szyi. Staramy się jakoś utrzymać na powierzchni, łapczywie zachłystując się świeżym powietrzem płynącym z globalnego świata i zjednoczonej Europy XXI wieku, wystarczy jednak jeden błąd pilotów, byśmy znów pogrążyli się w odmętach polskiego dziewiętnastowiecznego mesjanizmu. Smoleńsk, żałoba, spór o Wawel, intensywność narodowo-cierpiętniczych emocji, jakie ujawniły się przy tej okazji, wskazują, że mentalnie Polak wciąż, przynajmniej jedną nogą, tkwi na reducie Ordona. Cierpiąc więcej niż inni domagamy się hołdów złożonych naszej wspaniałej historii. Cierpienie nie tylko nas nie wywyższyło, ale uczyniło z nas swoich zakładników. Jestem Polakiem, więc cierpię. Uwielbiamy się nad sobą użalać, kątem oka obserwując, czy świat aby na pewno patrzy i odpowiednio nam współczuje. Polska jest jak stetryczała ciotka, absorbująca europejską rodzinę nieistotnymi z jej punktu widzenia historiami sprzed dziesięcioleci. Czasem, z czystej kurtuazji, nasze gderanie spotyka się z reakcją, jednak nie możemy spodziewać się, że eksponując nasze kompleksy i urazy będziemy przez kogokolwiek traktowani poważnie. Czujemy dumę z faktu bycia Polakami, jednocześnie ujawniamy na każdym kroku wielki kompleks wobec Zachodu. Na dwóch łapkach wyczekujemy zdawkowej choćby pochwały, z furią rzucamy się do gardła na ślad krytyki. Polska na kozetce – tak brzmi temat numeru, który trzymają Państwo w rękach. Podobnie jak nie możemy wybrać sobie rodziców, podobnie wrażenie, że kiedykolwiek z polskości się wyzwolimy jest mirażem. Chcemy zdekonstruować, co kryje się pod tym pojęciem dziś. Co myślimy o sobie jako o Polakach? Jakimi mitami karmi się nasza zbiorowa wyobraźnia? Polskość wymaga terapii lub przynajmniej uczciwej diagnozy. Staramy się ją postawić w V numerze „Liberté!”.